poniedziałek, 30 kwietnia 2018

HAIR CARE | MOJA PIELĘGNACJA WŁOSÓW

Włosy to obok niektórych kosmetyków temat, o który najczęściej pytacie. Pewnie dlatego jest to też najczęściej aktualizowana przeze mnie kategoria #beauty. A akurat tak się składa, że od ostatniego włosowego wpisu sporo się zmieniło w moich zasobach, łącznie z długością moich włosów, które wbrew pozorom, wcale nie są już TAK długie, bo po ostatniej wizycie wyszły z salonu o 8 cm krótsze ;).


Na wstępie warto zaznaczyć, że nie jestem włosomaniaczką a moja wiedza na temat pielęgnacji włosów wynika bardziej z testowania i metody prób i błędów niż specjalnej analizy składów. Może kiedyś do mnie przemówi ten ciąg nazw umieszczanych na etykietach, na razie operuję tylko podstawowymi informacjami na ten temat. Nigdy nie farbowałam włosów, ani nie poddawałam ich żadnym zabiegom chemicznym. Mimo to, bardzo często je stylizuję na gorąco, także lekko ze mną nie mają, oj nie. Suszarka, prostownica, lokówka - to u mnie prawie codzienność. I wcześniej nie zdawałam sobie totalnie sprawy z tego, jak ważny jest sprzęt, którego do tych celów używam. Ale o tym później. Na początek: prawdziwy początek, czyli szampony. Do niedawna byłam chyba największą ignorantką w tej dziedzinie. Wydawało mi się, że nie ma większej różnicy w tym czym myję włosy, przecież ogółem chodzi o to, żeby je oczyścić. Nic bardziej mylnego, bo od szamponu można wymagać (a co lepsze - dostać) znacznie więcej :). Nieodpowiedni szampon był pierwszym krokiem do mojej udręki związanej z rozczesywaniem do granic możliwości splątanych, przypominających niemal gniazdo bociana włosów. 



Kemon to marka, która jeszcze nie raz pojawi się w tym poście, a wbrew podejrzeniom w związku z filmikami na moim Instastories, nie jest to wpis sponsorowany ;). Linia Acttyva to jak widać mój faworyt. Kemon Nuova Fibra to szampon odbudowujący do włosów osłabionych i uszkodzonych. U mnie sprawdza się świetnie. W zestawieniu z odżywką Kemon p factor scalp hair loss prevention nie tylko odżywia i wygładza, ten duet zapobiega nadmiernej utracie włosów, a zwykle sporo ich zostawało na szczotce.Wisienką na torcie jest olejek Bellessere, nazywany nektarem piękna, który dzięki zawartości oleju arganowego i lnianego, świetnie nawilża i zmiękcza włosy. Najbardziej lubię nakładać go bezpośrednio po wysuszeniu włosów, od połowy po końce, na które aplikuję większą ilość. 




Kemon Manya Dreamfix to poziomkowa magia w sprayu. Dotychczas każdy lakier dosłownie porażał mnie ostrym zapachem, często miałam też wrażenie "sklejania włosów". A dodam, że w przypadku lakierów byłam taką samą ignorantką, jak w przypadku szamponów. To pomarańczowe cudeńko odkryłam w pracy, podczas jednej z sesji zdjęciowych. Zakochałam się już w samym zapachu. Piękna, słodka poziomka, dobre utrwalenie i zero zlepiania i wysuszania włosów. W utrwaleniu pomaga też Kemon Manya Hi Destiny Recharge, czyli spray utrwalająco-nabłyszczający, który dodatkowo pomaga zwalczyć moją zmorę, czyli puszące się włosy. Tylko uwaga, by nie przesadzić z ilością, chyba, że zależy nam na efekcie mokrej włoszki ;). 


W kontrolowaniu puszenia a jednocześnie odbudową zniszczeń pomaga mi też Kerastase. Moje dotychczasowe dwa ulubione produkty to cement odbudowujący Resistance, który pomaga uporać się z ubytkami i zniszczeniami włosów i spray z serii Disciplina, który naprawdę dyscyplinuje niesforne kosmyki. Najbardziej lubię używać go w duecie z prostownicą, daje świetny i długotrwały efekt, a jego dodatkowym atutem jest piękny zapach. 



Jeśli chodzi o regenerację, zdarza mi się jeszcze sięgnąć po serię Joico K-PAK, a konkretniej rekonstruktor i hydrator. W duecie potrafią dobrze nawilżyć przesuszone włosy. Najlepsze efekty dają po przetrzymaniu ich na włosach trochę dłużej, niż tylko standardowe 3 minuty.


Ochrona termiczna - to również kwestia, do której jeszcze nie tak dawno podchodziłam co najmniej nonszalancko ;) czyli nie stosowałam praktycznie nic, przed używaniem suszarki, lokówki czy prostownicy. Obecnie mam spray Alterna Bamboo Smooth i sprawuje się całkiem nieźle, aczkolwiek zdarza mi się przesadzić z jego ilością i wtedy faktycznie łatwo o efekt mokrej włoszki ;). Dzieje się tak głównie przez jego gęstą konsystencję, gdyby był bardziej wodnisty, pewnie lepiej by się wchłaniał.


No a jeśli już o ochronie mowa, prostownica to coś, co jak wiadomo niszczy włosy, dlatego mega ważne jest jakiej używamy. Kiedyś luźno podchodziłam do tematu sprzętu do stylizacji. Wydawało mi się, że właściwie każdy z nich działa podobnie. Nic bardziej mylnego. Większośc prostownic to dosłowna katorga dla włosów. Ghd to w tym zakresie prawdziwa perła, żeby nie powiedzieć królowa prostownic. Bardzo się wahałam pomiędzy max-stylerem, a klasyczną gold V-ką, a że akurat wyszła edycja limitowana w przepięknym, złoto-różowym kolorze (earth gold), przepadłam. I moje włosy też. Dopiero używając ghd przekonałam się co to znaczy wyprostowane, miękkie i zadbane pasmo po jednym przeciągnięciu. Stan w jakim pozostawia włosy jest również godny pochwały. Nagrzewa się dosłownie w ciągu kilku sekund, tak, że jeszcze nie zdążę rozczesać włosów, a ona już jest gotowa do stylizacji. Nie mogę wyrazić większego zachwytu nad nią.


Suszarka, to kolejne narzędzie, wcześniej przeze mnie totalnie ignorowane. Zwłaszcza przy moim dawnym zwyczaju chodzenia spać z mokrymi włosami. Wszystko się zmieniło, jak przeczytałam o rozsiewanych w ten sposób bakteriach, w których kładziemy się spać (!). Z racji faktu, że praktycznie zawsze myję włosy późno w nocy, przez co nie ma szans na ich samoistne wyschnięcie, ta lektura otworzyła u mnie sezon na suszarki. I znowu - suszarki, wcześniej wydawało mi się, że to zupełnie obojętne jakiej używam. Wybierając Remington Proluxe tę różnicę jednak odczułam. Dobra suszarka przede wszystkim suszy, a nie wysusza włosy i tak, jest to znaczna różnica. Kolejna sprawa, to jakość tego suszenia i to w jakim stanie zostają po jego zakończeniu. Jedną z najważniejszych funkcji, jaką powinna mieć suszarka, to jonizacja, dzięki której unikamy efektu spuszonych i niemiłosiernie splątanych włosów. Przepływ powietrza ma za zadanie jak najkorzystniej wpłynąć na nasze kosmyki.



Kręcenie loków za pomocą prostownicy to umiejętność, którą posiada większość dziewczyn, ale nie ja ;) przynajmniej na razie. Uwielbiam loki i fale i najłatwiej robi mi się je za pomocą klasycznej lokówki. Dodam, że był to jeden z niewielu modeli z jonizacją w pożądanym przede mnie kolorze :D dlatego wybór zapadł dość szybko :).

Jeśli macie jakieś wskazówki lub sprawdzone kosmetyki do włosów, które stosujecie od dawna, piszcie, chętnie przeczytam ;).

12 komentarzy:

  1. Sporo tego. Ale masz piękne włosy

    OdpowiedzUsuń
  2. Najwazniejsze, zeby odkryc, co dziala dobrze na nasze wlosy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękne włosy ! Ja też niestety nic nie stosuję przed użyciem prostownicy.. chyba czas najwyższy. Serdecznie pozdrawiam i zapraszam 💚 www.aliviastyle.blogspot.com 💚

    OdpowiedzUsuń
  4. Masz cudowne i bardzo długie włosy. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kuszą mnie prostownice tej marki, ale mam na razie z Remingtona i bardzo ją lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny post :)
    ps. remingtona uwielbiam

    OdpowiedzUsuń
  7. OMG jakie włosy!! Niesamowite są!

    OdpowiedzUsuń